środa, 17 stycznia 2024

NIEMEN, CZAS ŚNIEGU

Chętnie wspominał magiczny czas Pasterek, tych ze Starych Wasiliszek, kiedy zwierzęta zaczynały mówić ludzkim głosem.

Pamiętam taką jedną Wigilię, kiedy razem poszliśmy na pasterkę.

Zmierzaliśmy do kościoła śnieżnym traktem pod osłoną białych drzew. Historia zatoczyła koło, rytuał odbył się w innym już czasie i miejscu.

 

Pamiętam trzeszczący mróz pod stopami, kiedy jak co roku, razem wybieraliśmy tę najpiękniejszą choinkę.

 

Słyszę Elegię Śnieżną i zaraz mam przed oczami jak dziarsko odśnieża obejście.

 

Za to innym razem usypuje przez parę dni górkę, żebym miała na czym zjeżdżać.

 

Bałwan którego zrobił, był tak bardzo jedyny w swoim rodzaju, jakim był On sam.

 

Opowiadał, że przez zaspy po pas chodził do szkoły.

 

W Sylwestra 2000 śniegu nie pamiętam wcale. Wracaliśmy suchą stopą z Centrum na piechotę, bo nie można było dodzwonić się po taksówkę.

 

Zmarł w czasie śniegu.


Ten śnieg, krajobraz towarzyszył mi w pożegnaniu, jednym, drugim, cztero setnym.

 

Ten biały pejzaż, chociaż tak majestatyczny, godny, nie był jednak zawsze sprzymierzeńcem, kiedy chodziło o przeżycie bólu w samotności. 

Wszystko było jakby siłą rzeczy, wystawione na tej bieli bezlitosnej na pokaz.

 

Pogrzeb w dzień śnieżnej burzy tak dynamicznej, porywającej 

i doniosłej jak Jego całe życie.

 

Trudno było mi przez lata mówić, że umarł, raczej odszedł w tę biel bezbrzeżną w ciszę. 

I zaraz potem świat próbował Go dogonić zaglądając do pustych okien i tej jednej sypialni.

 

Niezależnie od tego, że jego nazwisko stało się cenną przynętą, zawłaszczaną często przez niegodnych, 

piękno Jego osoby, mądrość, artyzm, śpiew przetrwają wiecznie najtęższe mrozy. 

 

Mojemu Tacie, bratniej duszy i nauczycielowi… na zawsze.